Dwa okrążenia,czyli ok 8km. Trasa mało techniczna choć jak na zawody, które w nazwie mają słowo "Family" dość wymagająca :) W swojej kategorii wiekowej pierwsza, w open druga, tuż za Marzeną. Miało być lepiej, wyszło tak jak zapewne powinno ;)
Wrażenia: Są plusy i minusy, jak wszędzie. Początkowo grubo zastanawiałam się czy wystartować na mini czy w elicie. Perspektywa kręcenia 30 km na trasie XC troszke mnie przerażała. Okazało się jednak, że trasa nie jest typowym XC więc zgłosiłam się do Elity. Wraz ze mną w tej klasie wystartowały cztery kobitki. Na pierwszym okrążeniu wszystkie trzymałyśmy się kół. Dwa kolejne okrążenia starałam się nie zgubić Agnieszki i jej koleżanki. Na kolejnym kółku (już nie kojarzę czy trzecim czy czwartym) poczułam moc i wyprzedziłam dziewczyny. Szczęśliwie swoją przewagę z każdym kółkiem powiększałam, kończąc zawody na pierwszym miejscu. Zadowolona z siebie na maksa :) Trasa jak dla mnie idealna, trzy ostre podjazdy z czego jeden, póki co, nie do podjechania. Organizacja - to pierwsze zawody w Człuchowie więc wiele można wybaczyć. Jednak brak pewności co do wyników, a wręcz pomyłki, są dużym minusem. Mam nadzieję, że organizatorzy wyniosą odpowiednie wnioski i poprawią się w następnym roku.
Adaś i Mama Michała kibicowali doskonale. Faścik vel Ufo walczył dzielnie, tak dzielnie, że nie udało mi się go dogonić ;)
Dane: dupa, dupa, dupa ze mnie, niby wyzerowałam licnzik przed startem ale nie dość, że zapomniałam go zdjąć po starcie to jeszcze rano nie spisałam wyników. Tak więc te 40 km to na oko, czyli objazd trasy, rozgrzewka przed i mniej więcej 24 km samego wyścigu.
No cóż, jeżeli coś ma nie wyjść to na pewno... nie nie, nie dokończę. Tak wcale nie jest. Po prostu tym razem nie poszło.
Zaczęło się już źle, spóźniłam się na start kobiet bo myślałam że elita to elita i kobitki też się do niej zaliczają, jednak tak nie jest. Były już po pierwszym kółku więc nie puścili mnie na trasę. Sędzina pozwoliła jechać z elitą ale jak "turystycznie", no to ruszyłam. Goście raczej szybko mi odjechali. Trzy ostre podjazdy, na ostatnim już niestety musiałam prowadzić moje dwa kółka, ale spotkałam Adaśka, któremu sprzęt nawalił i głośno do nas przemawiał. Zdecydowaliśmy się jeszcze na drugie kółko, ale Adamowi wyciekł płyn hamulcowy - wstrętne Avidy - i nie miał mocy w tylnym. Zresztą moc opuściła też nas i "turystycznie" nie chciałam już więcej kręcić. Na dodatek na ostatniej górce wyprzedziła nas czołówka (a mieliśmy nadzieje, że dopiero na 4-tym kółku ;) ).
Zawody jak najbardziej udane, organizacja na wysokim poziomie, trasa oznakowana bardzo dobrze i duża liczba funkcyjnych Start z Michałem Świderskim to wyzwanie ale chyba podołałam :) 14 miejsce na 30 ekip startujących, ostatecznie 23 kółka wspólne, z czego 8 moich.
Relacja na blogu: http://blog.biketires.pl/2010/06/red-bull-i-kwiat-paproci-czyli-ostre.html
I kilka fotek: Adam na masażu
Maja i jej 15 minutowa drzemka, która postawiła ją na nogi (nie licząc RedBulli i batonów)
Ja z Adaśkiem - włączone światełka
wyłączone
I już po
Z Dyrektorem
Maja z Michałem
Wadecki Team :)
Pozdrawiam Ania z Gdańska :)
Licznik oczywiście odmówił posłuszeństwa, a pulsometr zapomniałam włączyć.