Wpisy archiwalne w kategorii

Łańcuch nr 1

Dystans całkowity:1791.96 km (w terenie 498.50 km; 27.82%)
Czas w ruchu:53:13
Średnia prędkość:20.43 km/h
Maksymalna prędkość:53.04 km/h
Maks. tętno maksymalne:198 (101 %)
Maks. tętno średnie:173 (88 %)
Suma kalorii:16769 kcal
Liczba aktywności:78
Średnio na aktywność:22.97 km i 1h 16m
Więcej statystyk

Po drodze do domu

Piątek, 24 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Wracając skręciłam w las, tam kawałkiem zjazdu Skandii, po zakupy na Żabiankę i przez Zaspę do domku. Czyli takie tam, nic specjalnego.

Do trzech razy sztuka

Piątek, 17 czerwca 2011 · Komentarze(0)
i w dupe!
Wpadłam dziś na świetny pomysł! Pojadę na klify, leciutko ścieżką i zjadę z jednego ulubionego zjazdu, gdzie swego czasu Faścik zawsze zaliczał gleby. Cel był jeden, bo - tak sobie myślałam, zjazd poprawi mi humor, aktualnie potargany chorobą.
Dojechałam w miarę spokojnie na miejsce, cyknęłam jeszcze ciemne fotki z klifu - zbyt ciemne - i postanowiłam zjechać owym zjazdem koło schodów. W połowie zjazdu zaliczyłam spektakularną glebę i zgubiłam zatyczkę od rogu.
Lekko podirytowana wlazłam jeszcze raz na górę i co? Kolejny raz zaliczyłam glebę - zbyt mocno przyhamowałam tyłem.
A co tam, do trzech razy sztuka!
i dalej w dupe. Nie zjechałam.
Faścik miałby ubaw, ale stwierdziłam, że i tak już się dobrze bawi w Wawie, wiec nie będę do niego dzwonić z tą informacją.

Ostatecznie wszystko zrzuciłam na winę osłabienia i złego samopoczucia.
W dupę!

Rawa Mazowiecka

Niedziela, 12 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Plus rozgrzewka i rozjazd.
Więcej z czasem...

Z ważniejszego info.:
Wybyliśmy już w sobotę moją Felką, kochaną, poczciwą Skodą, która daje rade we wszelakich warunkach. Tym razem dała sobie rade ze mną, Faścikiem, dwoma Naftokorowcami i pięcioma bajkami.
Wycieczka pod tytułem "Nie tykaj stopy"!!! :D
Ugościła nas wykręcona na maksa Ewcia... jej coś jest, mowie Wam. Na pewno nie jest normalna. A że nienormalnych to ja uwielbiam, tak więc dziękuję Ewcia za nocleg i towarzystwo Twe :)

Wstałam już chora, przed samym startem myślałam o tym aby tak "przypadkiem" na rozgrzewce się zgubić i odpuścić start. No ale co, dyrektor sportowy by się wkurzył więc ruszyłam Ja.
Ostatecznie trasę okazuje się nieświadomie pogubiłam - bufetu nie minęłam, ale dystans zadany objechałam. Wyszło jak nic 23,77 km. Teraz już mi przeszło, ale dwa dni chodziłam wkurwiona, bo przecie jak to? Że jak? Że co? I o co w ogóle chodzi?

Zdrowie dopisuje mi wyśmienicie chora jestem do dnia dzisiejszego (21 czerwiec).
Ajjjj!