Chyba coś mnie łamie ale wszystkim zarazkom i słabościom mówię: NIE DAM SIĘ!
Wczorajszy wysoki puls podczas biegania po plaży z Iwą chyba nie był spowodowany grząskim piaskiem. Dzisiaj ten wysoki puls również mi towarzyszył podczas jazdy do pracy. Ale nic to, widocznie tak musi być ;)
Oponki szosowe, rowerek treningowy, jeszcze nie naprawiony.
Kręcenie po Bystrej aby choć coś nóżkami ruszyć przed podróżą do Gdańska. Nikt nie chciał mi towarzyszyć, oprócz dzielnej Maliwnki, której i tak nie było dane jechać.
Spokojne i krótkie kręcenie w tlenówce, aczkolwiek nie zawsze było to łatwe ;) jak już wspominałam gdzie nie skręcę tam Góra (przez duże G).
Prawie niestety robi sporą różnicę. Wjechaliśmy dwa razy więcej niż wczoraj, ale mimo wszystko nie na sam szczyt. Nawrót nastąpił kiedy to naszym oczom ukazał się śnieg, brzydki i mokry śnieg. Po drugie spieszno mi było do miasta, wiec nawet specjalnie nie nalegałam na zmianę planów.
Zjazd inną trasą, szybszą, z mniejszą ilością kamieni. Mimo wszystko Marcin jak zwykle mi uciekł, a ja panikowałam przy prędkościach powyżej 40 km/h.
I to w Górach przez duże G :D Od razu czuć różnicę, gdzie się nie skierujesz tam Góra (przez duże G), gdzie nie skręcisz tam Góra (przez duże G), ewentualnie jest jeszcze Zjazd (przez duże Z), ale Zjazd zawsze trwa krócej... sporo krócej...
Wyciągnęłam Marcina, który pokazał mi swoją ścieżkę niedaleko domu. Chciałabym mieć takie ścieżki w okolicach domu&...
Wbiliśmy się w stronę góry Klimczok, aby później czym prędzej zbić z tego kierunku i zjechać zajebistym zjazdem wypełnionym kamieniami i tamtejszymi badylami :)
Wieczorem napierdzielało mnie już wszystko, bo nogi od podjazdów a ręce od zjazdów. Dystans malutki, więc wstyd się przyznawać. Dokładnych danych nie mam bo czekam już wieczność na track z Marcina Garmina.
Pojechałam na treningowym, męcząc przełożenie 2:4 bo jak już pisałam wyłącznie na nim ładnie pracuje. Opony szosowe, a mimo to czas gorszy. No cóż... będzie lepiej.
Miały być 3 godzinki ale wyszło jak zawsze. Po pierwsze za późno zabrałam się za przygotowanie treningówki - wizyta u Faścika w jego domu o 24, nie miał chłopak szans na skręcenie czegoś porządnego. Po drugie w związku z tym opóźnionym przygotowaniem napęd skakał jak karabin maszynowy, co wkurw... mnie okropnie. Po godzinie wyczaiłam że idealnie chodzi na przełożeniu 2:4, i tylko na nim. Po trzecie jestem zmarzlak i mimo ochraniaczów na buty, stopy mi zamarzły.
Ostatecznie więc podjechałam Spacerową aby zrobić dwa okrążenia na Reja (lżejszy podjazd) i wróciłam Grunwaldzką.
Oponki szosowe więc tym bardziej przeraziła mnie moja kiepska średnia :/