Z ważniejszego info.: Wybyliśmy już w sobotę moją Felką, kochaną, poczciwą Skodą, która daje rade we wszelakich warunkach. Tym razem dała sobie rade ze mną, Faścikiem, dwoma Naftokorowcami i pięcioma bajkami. Wycieczka pod tytułem "Nie tykaj stopy"!!! :D Ugościła nas wykręcona na maksa Ewcia... jej coś jest, mowie Wam. Na pewno nie jest normalna. A że nienormalnych to ja uwielbiam, tak więc dziękuję Ewcia za nocleg i towarzystwo Twe :)
Wstałam już chora, przed samym startem myślałam o tym aby tak "przypadkiem" na rozgrzewce się zgubić i odpuścić start. No ale co, dyrektor sportowy by się wkurzył więc ruszyłam Ja. Ostatecznie trasę okazuje się nieświadomie pogubiłam - bufetu nie minęłam, ale dystans zadany objechałam. Wyszło jak nic 23,77 km. Teraz już mi przeszło, ale dwa dni chodziłam wkurwiona, bo przecie jak to? Że jak? Że co? I o co w ogóle chodzi?
Zdrowie dopisuje mi wyśmienicie chora jestem do dnia dzisiejszego (21 czerwiec). Ajjjj!
Dwa okrążenia,czyli ok 8km. Trasa mało techniczna choć jak na zawody, które w nazwie mają słowo "Family" dość wymagająca :) W swojej kategorii wiekowej pierwsza, w open druga, tuż za Marzeną. Miało być lepiej, wyszło tak jak zapewne powinno ;)
Dystans Fit, a jakże. Wynik zdecydowanie za słaby, na drugiej kartce znalazło się moje imie i nazwisko, kiepsko.
Trasa fajna, jak na MAzovię ;)
Więcej napiszę może później.
W małym skrócie cieszę się, ze ostatecznie pojechałam z Faścikiem, czas szybko i miło zleciał. Poprowadziłam autko - a lubię prowadzić autko - i napiłam się większej ilości kawy niż zazwyczaj:) - a lubię pić duże ilości kawy :)
Zawody zajebiste, trasa też mi się podobała. Wynik spoko, aczkolwiek nie skopałam tyłka Marcinowi, a taki był plan. Adaśkowi się niestety oberwało, ale w sumie należało mu się :)
No i jest Złotko! 16-17 kwietnia 2011, Pruszcz Gdański – Faktoria
Okres przygotowań nie wyglądał dla nas za ciekawie, częste przeziębienia uniemożliwiały dobre przeprowadzenie treningów. Iwa, tym samym, też miała mniej ruchu. Mimo to wystartowałyśmy w zawodach. Znamy już temat, wyścig prawie koło domu, a Amberdog zawsze dopina wszystko na ostatni guzik. Tak było i tym razem. Pogoda dość upalna przez co organizatorzy zmniejszyli trasę z 5000 metrów na 2900. Szybka, kręta trasa, z jednym stromym podjazdem, który należało dwukrotnie pokonać okazała się wprost idealna dla mnie i Iwy. Jednak zeszły sezon oraz to co udało nam się wypracować do tej pory, nie poszło na marne.
Pierwszy dzień dał mi i Iwie sporo nadziei i wiary w siebie. Po długiej rozgrzewce dałyśmy czadu i ostatecznie wylądowałyśmy na drugiej pozycji z 8 sekundową stratą do Agnieszki i zarazem 11 sekundową przewagą nad Agatą. Czas jaki uzyskałyśmy to 05:33:91, czyli pokonałyśmy trasę ze średnią prędkością 31,27 km/h.
A ta niedziela była dla nas. Spokojnie ponad godzinę przed startem rozpoczęłam rozgrzewkę - w końcu jazda na maksa przez pięć minut wymaga odpowiedniego rozgrzania mięśni. Tym bardziej w moim przypadku. Adaś dzielnie mi pomagał, przygotowując Iwkę oraz doprowadzając ją na start. Minutę po Agnieszcze wystartowałyśmy, od razu ostro, aczkolwiek bez błędów się nie obyło. Już na początku miałam za duże obciążenie przez co chwilkę zamuliłam. Ale dalej poszło już dużo lepiej. Wjeżdżając na drugie kółko Adam wyliczył 30 sekundową przewagę nad Agnieszką, niestety zaraz po tym złamał jej się pałąk, a Fiodor poleciał za innym kolarzem. Agnieszka więc nie ukończyła zawodów i nie było możliwości sprawdzenia międzyczasów. Nasz wynik to 05:28:71, średnia prędkość 31,76, czyli nie dużo lepiej od soboty.
Mimo to przewagę nad Agatą i Barbie powiększyłyśmy do 18 sekund co dało nam pierwsze miejsce, złoto i nagrodę pieniężną! Dumne, szczęśliwe i zajarane!
Opony: Geax Mezcal 26x2,1 Tubless Relacja plus fotki: [url]http://blog.biketires.pl/2011/04/pruszcz-gdanski-zote-dziewczyny.html[/url]
Pełne wiary i nadziei wystartowałyśmy. Dziś starty były co 30 sekund, a więc Szwajcarka, która startowała za mną dość szybko nas dogoniła ze swoim Shrekiem :). Każdy zakręt uciekałyśmy jej, ale co prosta to nas dochodziła. Przed muldami nas wzięła, ale na muldach byłyśmy silniejsze. Stwierdziłam, że singieltrack to ostatnia szansa aby jej uciec i przypieprzyłam...w korbę, a później w kamień:/ Ostatecznie goniłam rower, nakładałam łańcuch i wracałam ze skrzywioną kierownicą.
Spadłyśmy na 6 miejsce.
Mimo wszystko wyjazd udany, atmosfera zawodów jak zwykle świetna. Miło popatrzeć na ludzi, którzy czerpią przyjemność bycia i startowania ze swoimi czworonogami. (Różnorodność ras zachwyca ;) )
Start o 10:07. Pobudka natomiast o 5:30. Ciemno i zimno, a po drugiej stronie góry jeszcze chłodniej. Jednak o 9 jest już lepiej. 25 minutowa rozgrzewka na szosie i go. Start był na samym dole stoku a stake-out na górze i wyżej. Więc dobry Adaśko wziął Iwę pod pachę (przez co miał później zakwasy) i targał na dół. Start, w połowie trasy doścignęła nas Liskova ze Skippy'm i odjechała dalej. Było dość ślisko na trawie, z tyłu miałam barro race (przód barro mountain), hamulce nie sprawdzone przed startem okazały się zbyt słabe (szczególnie potrzebny przód) więc w końcu na ostrym zakręcie poleciałam ślizgiem na glebę. Przy okazji spadł cholerny łańcuch. Pozbierałyśmy sie i czym prędzej grzałyśmy na metę. Wpadłyśmy o 10:21:26, półtoraminutową strata do pierwszej, tragedia. Ostatecznie okazało sie, że nasz wynik nie był taki zły i spośród 20-stu babeczek uplasowałyśmy się na czwartym miejscu - z sekundową stratą do trzeciej Kurikovej.
Rozjazd 30 minutowy.
Pogoda - dalej pięknie i ciepło (ok 23 stopni w południe)
No i nowy zakup. Mostek http://users.skynet.be/jazz-cycletech/stuurpennen/stuurpen-carb-s-wit.jpg i gratis białe, lekkie rogi :)