Zawody zajebiste, trasa też mi się podobała. Wynik spoko, aczkolwiek nie skopałam tyłka Marcinowi, a taki był plan. Adaśkowi się niestety oberwało, ale w sumie należało mu się :)
7.00 – pobudka, kierunek Rabka Zdrój, zawody Powerade MTB. Lekko spóźnieni, wjechaliśmy na trasę goniąc tych ostatnich z ostatnich. W nocy padało, nad ranem także, ale że ¾ trasy będzie tonąć w błocie – tego sie nie spodziewaliśmy. Dystans standardowy, czyli MINI. 26 kilometrów i 787 metrów przewyższeń (najwyższy punkt 959m) pozwoliły mi przeżyć ten maraton. Nie raz trzeba było iść z buta i pchać przed sobą rower, zaliczyłam też z dwie lekkie gleby, gdyż opony – geax mazcale 1,9 nie zawsze idealnie trzymają na błocie. Zdarzyło mi się też „pomylić” trasę, a dokładniej pojechać zgodnie z przekręconą strzałką, przez co straciłam spokojnie 10 minut. 8 kilometrów przed metą hamulce mechaniczne Shimano odmówiły posłuszeństwa i w końcówce trasy na asfaltowych zjazdach zamiast walić w korbę musiałam hamować nogą. Większość jednak czasu trzymałam się Adama, śledząc go niezauważalnie i kończąc maraton na drugim miejscu w open oraz klasie K2.
Miałam nie jechać a jednak, udało się. Z wyniku wprawdzie zupełnie nie zadowolona, ostatnie 5 km myślałam że odpadnę, ale doświadczenie będzie procentować - mam taka nadzieję.