Spotkanie na Pachołku, dojazd w deszczu z Wrzeszcza. Adaś niestety w pracy, więc na spotkanie ruszyłam sama i już na początku ostro zmokłam. Od Pachołka, poprzez Sopot i Gdynię, ostatecznie wyjechaliśmy w Gdyni Głównej. Tam połowa ekipy wróciła asfaltem a ja z Igorem, Kamilem, Rysiem i Cześkiem zaatakowaliśmy jeszcze Klify. Wszystko elegancko poszło.
Tylko w drodze powrotnej, gaduląc z Adamem przez tel, zaliczyłam glebę na światłach ;) taką "wesołą"...
Start z Wrzeszcza na umówione miejsce, czyli parking w Orłowie, a tam już tylko klify i ich świetne okolice. Podjazdy, zjazdy, podjazdy i zjazdy, czyli interwałowo. Ale na spokojnie, więc prędkość jest jaka jest.
Spotkanie przy Kuźni Wodnej. Wjazd asfaltową i zjazd ulubionym singiel trackiem. Później mordowanie na zjazdach i ćwiczenie techniki. Ponowne kółeczko plus kółko na czarnym szlaku.
Adam jedna gleba samotna a później wspólna ze mną, ale z jego winy - tak na ścieżce rowerowej aby było miękko. Kawa uratowana - z McDrive ;)
No i pierwszy raz na szosowych oponkach - różnica niesamowita. Grzmiało z dala strasznie ale ruszyliśmy. Z Żabianki do Pruszcza Gdańskiego, gdzieś przy wyjeździe z Gda złapała nas niesamowita ulewa. Kilka razy musiałam się zatrzymywać aby wytrzeć oczy, bo piekły jak cholera. Ostatecznie dotarliśmy cali mokrzy - nawet pampers mogłam wyciskać. Chwilka odsapnięcia i trening w deszczu na stadionie. Wpierw wagoniki pojedynczo, później grupowo. Następnie trenowaliśmy szybkie starty i pedałowanie z jednym wpiętym butem. Ostatecznie skok na rower i malutki rozjazd. Do domku dzięki uprzejmości znajomych już autkiem :)
Plan był aby zajechać się na maksa - nie do końca wyszedł ale chociaż dla Adama był udany. Adam, Michał i PiotrK udaliśmy się na trasę Matemblewa. Po pierwszym kółku usilnie próbowaliśmy wjechać na ostatni podjazd i tylko Adamowi udało się. Mistrzu wjazdów i to w piękny sposób. Brawo :) Później jeszcze jedno kółko (Adam znów wjechał) i do domku.