Pełne wiary i nadziei wystartowałyśmy. Dziś starty były co 30 sekund, a więc Szwajcarka, która startowała za mną dość szybko nas dogoniła ze swoim Shrekiem :). Każdy zakręt uciekałyśmy jej, ale co prosta to nas dochodziła. Przed muldami nas wzięła, ale na muldach byłyśmy silniejsze. Stwierdziłam, że singieltrack to ostatnia szansa aby jej uciec i przypieprzyłam...w korbę, a później w kamień:/ Ostatecznie goniłam rower, nakładałam łańcuch i wracałam ze skrzywioną kierownicą.
Spadłyśmy na 6 miejsce.
Mimo wszystko wyjazd udany, atmosfera zawodów jak zwykle świetna. Miło popatrzeć na ludzi, którzy czerpią przyjemność bycia i startowania ze swoimi czworonogami. (Różnorodność ras zachwyca ;) )
Start o 10:07. Pobudka natomiast o 5:30. Ciemno i zimno, a po drugiej stronie góry jeszcze chłodniej. Jednak o 9 jest już lepiej. 25 minutowa rozgrzewka na szosie i go. Start był na samym dole stoku a stake-out na górze i wyżej. Więc dobry Adaśko wziął Iwę pod pachę (przez co miał później zakwasy) i targał na dół. Start, w połowie trasy doścignęła nas Liskova ze Skippy'm i odjechała dalej. Było dość ślisko na trawie, z tyłu miałam barro race (przód barro mountain), hamulce nie sprawdzone przed startem okazały się zbyt słabe (szczególnie potrzebny przód) więc w końcu na ostrym zakręcie poleciałam ślizgiem na glebę. Przy okazji spadł cholerny łańcuch. Pozbierałyśmy sie i czym prędzej grzałyśmy na metę. Wpadłyśmy o 10:21:26, półtoraminutową strata do pierwszej, tragedia. Ostatecznie okazało sie, że nasz wynik nie był taki zły i spośród 20-stu babeczek uplasowałyśmy się na czwartym miejscu - z sekundową stratą do trzeciej Kurikovej.
Rozjazd 30 minutowy.
Pogoda - dalej pięknie i ciepło (ok 23 stopni w południe)
No i nowy zakup. Mostek http://users.skynet.be/jazz-cycletech/stuurpennen/stuurpen-carb-s-wit.jpg i gratis białe, lekkie rogi :)
Długość trasy to coś ponad 5 km. Trasa zdecydowanie wymagająca - w stosunku do psa jak i kolarza. Cztery rundki plus kręcenie po okolicy i spacer z Iwą, coby zapamiętała gdzie ma skręcać ;)
Trasa: Wpierw krótka "rozgrzewka" na ubitej łące. Następnie 400 metrów lekkiego podjazdu obfitego w wstrętne kamienie. Kolejne 400 metrów to troszkę bardziej stromy podjazd z mniejszą już ilością kamoli ale wyboisty. Dalej to 800 metrów prostej, ostry skręt w prawo i w miarę płasko 800 metrów w lasku. Dalej lekko stromy podjazd, gdzie można było tez nadgonić i wjazd na niezłe muldy (ok 200 metrów). Dalej "szerszy" singieltrack z kamieniami i gdzieniegdzie ostrzejszymi skrętami oraz miejsce oznaczone słowem "DANGER" gdzie można było spotkać zajebiste dwa głazy (ok 1km) :) Dalej 500 metrów nadgonienia i kolejny podjazd, tym razem 500 metrów dość stromo, dalej wjazd na stok i ostro do góry, ostatnie 200 metrów do mety. Czyli grzanie na stojąco...
Pogoda - lato. Jest pięknie, ciepło choć to nie zawsze oznacza dobrze.
Dotarliśmy na miejsce około 15. Trasa jak się okazało nie była jeszcze oznaczona, więc pojechaliśmy do miejscowości NY (obok Wy) aby zobaczyć nasz domeczek, w którym spędzimy najbliższe dni. Tam szybka szosa - zresztą, wspaniałe tereny na szosę. No i okolica - magiczna. Krótko, bo wieczorem zimno i ciemno, ale kręcenie było... Raczej w T.
Wpierw samotnie z Żabianki do Brzeźna wchodząc gdzie nie gdzie w PowerT oraz robiąc krótkie maksiki. Wracając zabrałam Iwę i po łąkach luzem zrobiłyśmy z 4 km.
Rozgrzewka przed. Trasa startowa ta sama, start na dochodzenie. Pogoda lepsza więc i wyniki poprawione, ale nie na tyle ile bym chciała. Czas: 09:45, średnia 27,36.
We czwartek miał być trening, ale dotarły oponki tubless UST - Geax Barro Mountain i Race. Nakładanie to nie lada gratka (Twój wybór to nakładka ;) ) Ostatecznie o 23 w nocy dymaliśmy autem (podwójnie) na stację aby je napompować już z kompresora. Adam swoją potraktował ludwikiem, a ja swoje koło tylko wodą. Podziałało w obydwu przypadkach. Rower na moje oko przytył, ale w piatek miałam okazję rozruszać sie przedstartowo w lasku przy plaży. Opony ładnie podawały :)