Dzisiaj spokojne kręcenie wspólnie z Mają. Wpierw na Przymorze, później czarny szlak koło Dworku Oliwskiego a następnie podjazd asfaltowy i zjazd na Oliwę. I takie kręcenie (któremu towarzyszy potok słowny) potrzebne :)
Czas gonił więc zaraz po obiadku ruszyliśmy z Wrzeszcza w stronę Gdyni aby odebrać Michała i Maję i udać się z nimi w drogę powrotną. Tam chwilka na kawkę oraz zbadanie mojego tylnego koła. Prawdopodobnie piasta do wymiany, więc trzeba intensywniej zacząć myśleć nad wymarzonymi kołami oraz sposobie sfinansowania ich :) A dalej to już miły powrót do domu w świetnym towarzystwie :)
Z wizytą u Asi i Marcina, ale bez swoich dwóch kółek. Trzeba było więc sprzęt pożyczyć, co okazało się miłym doświadczeniem :) Full fajna sprawa, jedziesz i specjalnie nic nie czujesz z wyboi, dupy nie trzeba podnosić i śmigasz do przodu. Tylko waga nie ta ;)
Ja na Asienki Specu Epic
I Adaś na Marcina KTM'ie i wymarzonych kołach
Deszcz padał a my błądziliśmy po okolicy. Tylko liczników brak...
No cóż, jeżeli coś ma nie wyjść to na pewno... nie nie, nie dokończę. Tak wcale nie jest. Po prostu tym razem nie poszło.
Zaczęło się już źle, spóźniłam się na start kobiet bo myślałam że elita to elita i kobitki też się do niej zaliczają, jednak tak nie jest. Były już po pierwszym kółku więc nie puścili mnie na trasę. Sędzina pozwoliła jechać z elitą ale jak "turystycznie", no to ruszyłam. Goście raczej szybko mi odjechali. Trzy ostre podjazdy, na ostatnim już niestety musiałam prowadzić moje dwa kółka, ale spotkałam Adaśka, któremu sprzęt nawalił i głośno do nas przemawiał. Zdecydowaliśmy się jeszcze na drugie kółko, ale Adamowi wyciekł płyn hamulcowy - wstrętne Avidy - i nie miał mocy w tylnym. Zresztą moc opuściła też nas i "turystycznie" nie chciałam już więcej kręcić. Na dodatek na ostatniej górce wyprzedziła nas czołówka (a mieliśmy nadzieje, że dopiero na 4-tym kółku ;) ).