Nienawidzę uzupełniać wpisów a mimo to notorycznie muszę wykonywać tę czynność. Wrrr... O ile dobrze pamiętam tego dnia byłam wyłącznie w pracy, na Krossie z "nową" przerzutką xtr, która nie domagała :( Zawsze coś...
Nóżki mnie bolały i plecki, żałowałam, że pojechałam tym przeogromnym unibike'em. Ale jak już dotarłam to work to byłam z siebie zadowolona, że mimo porannych podkrążonych oczu, nie pokusiłam się na podróż autem :)
Musiałam grzecznie poczekać aż Faścik wrzuci swój wpis coby zgapić od niego dane metrażowe - zadowalające zresztą :)
Faścik trzymał się swoich ustaleń pulsowych a ja próbowałam trzymać się jego koła a z czasem jeszcze i Puchatego - sympatycznego gościa z Gdyni :)
Swoją drogą Faścikowa Rodzinka ma teraz fajną chałupkę i las, tuż tuż obok... zazdraszczam.
No a poza tym, to głównie przez całą drogę delektowałam się smakiem nowej-starej przerzutki XTR'a i całkiem new linek i pancerzy - uwaga - w kolorze BIAŁYM! Idealnie wygląda teraz mój krossik. Brakuje mu jeszcze hamulców - białych, ofkors ;)
Zmęczyłam się przeokropnie ale to przecie o to chodzi, więc wielkie dzięki chłopacy :) A wieczorna pyszna kolacja i rozmowa, ze zbyt rzadko widywaną Rodzinką Faścikową to udane zakończenie udanego dnia :)
Rower Boplight Adama, rama 19 a jechało się całkiem. Pogoda iście jesienna więc okulary parowały i zdecydowanie nie była to cudowna jazda. Jedno pocieszenie, że ilość lasek wzrasta ;) Dziś ćwiczenie podjazdów.
czyli nieszczęść ciąg dalszy. Dziś sprężyna w tylnej przerzutce :( Kochana moja poszła do piachu.
A miała być mała wycieczka do sklepów rowerowych w celu uzyskania informacji potrzebnych do mojej pracy mgr, którą mozolnie staram się ukończyć. Oczywiście informacji nie uzyskałam a na dodatek sprężyna się spierd@liła.
Spacerową, skręciłam w Reja i tam jakimś cudem złapałam to nieszczęście. Już dawno nie miałam przyjemności zmieniania opony, toteż czym prędzej zabrałam się do roboty. Zmarzłam przy tym niemile i jazda w 120T zmieniła się na 60'T.