bo jakby miało być inne skoro pół drogi pokonałam z buta, a dokładnie z buta do spd'ków.
Gdzieś na 6 kilometrze opona - kochany Mezcal - został ranny i wyzionął ducha. Rezultatem są obolałe ręce - ratowałam jeszcze denata i niosłam rower na swych ramionach. Towarzystwo w postaci deszczu i aut stojących w korku - uczucie nie do zapomnienia :)