i trzeba ją do wszystkiego zmuszać. A: "nie podjadę tego!" E: "Podjedziesz!" A: "nieee, nie dam rady" E: "zawracaj i tym razem spróbuj wjechać" A: "chyba żartujesz" E: "nie. zawracaj" A: "haha. wariatka. no dobra." ... podjechała.
Przez Jaśkowy las do Matemblewa, Oliwa, tam ulubioną ścieżką Marcinową i wjazd na Pachołek. Powrót w okolicach Reja, po drodze duży szejk a później to już tylko kino.
Dziś ruszyliśmy na Gdynię a tam na świetną trasę XC, na której w niedziele odbył się wyścig Trek'a. Dwa zajebiste zjazdy przy czym ostatni dwa razy zjechany, ale ani razu nie byłam z tego zjazdu zadowolona. Mało kontroli, a nawet jej brak. Podsumowując mam wrażenie, ze się cofam. Wrrr....
Coś ta noga mi nie podaje ostatnio. Biednego Faścika zwerbowałam na wycieczkę, a później nie dałam biedakowi wyhasać się do porzygu, ani do mdłości nawet! Ja natomiast kilkakrotnie padałam z sił, aż w końcu ostatecznie zaprotestowałam i udałam się w stronę domu, namawiając na końcu Faścika do grzechu w postaci shejka, uwaga - c z e k o l a d o w e g o :P Mniam!
Chyba kolega więcej ze mną nie ruszy :P
Trasa: w sumie nieznana, nowe zakątki, głównie gdyńskie.
Pierwszy trening z Braćmi B. Trening trzech podjazdów - żadnego nie podjechałam, a w dodatku na ostatnim zaliczyłam wyjebkę, wiec do kompletu mam drugą nogę poharataną. Elegancko jest na ulicy!