Z wizytą u Asi i Marcina, ale bez swoich dwóch kółek. Trzeba było więc sprzęt pożyczyć, co okazało się miłym doświadczeniem :) Full fajna sprawa, jedziesz i specjalnie nic nie czujesz z wyboi, dupy nie trzeba podnosić i śmigasz do przodu. Tylko waga nie ta ;)
Ja na Asienki Specu Epic
I Adaś na Marcina KTM'ie i wymarzonych kołach
Deszcz padał a my błądziliśmy po okolicy. Tylko liczników brak...
Wpierw delikatnie po Adama na Żabiankę a później razem na Reja, słabszy podjazd i zjazd lasem od Borodzieja. Powrót na Żabiankę. Słabszy podjazd w T robiony ze średnią 17 - idzie do przodu, wreszcie.
Wystartowaliśmy od Adasia, numerek odebrany, start opłacony. Później do Wrzeszcza na obiad i spacerowo do domu. Prawie cały czas tętno do 120, nie zbytnio mi to pasowało, ale trudno.
I pierwsze koty za płoty. Pedałowanie zaliczone do udanych :) Pokazałam Majce wyznaczoną przez nas trasę Kwiatu Paproci i przy okazji podpatrzyłyśmy przygotowania ekipy Red Bulla do imprezy. Umówione na czwartek o ile niczego sobie nie połamię.
Miła wyprawa z Adasiem i Michałem w poszukiwaniu trasy. Powrót do ulubionego zjazdu na którym tyle razy zaliczyłam glebę. Tym razem zaszczyt ten dopadł Michała i za pierwszym razem zaliczył fajną glebę. Kolejne zjazdy już poszły lepiej :) Trzy niepełne kółka i powrót do domciu. Oby więcej takich wypadów. A same zawody zapowiadają się hardcorowo.
Coś słabo szło na klifach więc trzeba było doszlifować podjazdy, początkowo kilka górek na ulubionej trasie prowadzącej do Matarni :) Miały być dwa okrążenia, ale samotnie zabrakło chęci.