Miało być lekko i przyjemnie z Adamem i Mackiem, a pech chciał, że spotkałam Faścika z ekipą ;) Ostatecznie objechaliśmy trasę Skandii - wersja 8, 9 lub 10, a może i 11. Zmęczyłam się jak to mam w zwyczaju i na koniec jeszcze zahaczyłam o maca ze Śliskim i Maćkiem ;) Coffe ofkors :P
Wpierw Faścik zacudaczył i naprawił przerzutkę. Później z Asi pokazywałam super ścieżki an klifach, sama radość. Dystans nieznany, ale na pewno piętnastkę strzeliłyśmy.
Ból gardła mnie nie zniechęcił. Pogoda wspaniała, więc chyba mi nie zaszkodzi?
Nie zaszkodziło. BA! Nawet pomogło :)
Trening jak najbardziej udany. W sporej grupce facetów już nie byłam sama, na trening wybrała się też Aśka. Jakoś raźniej w jej towarzystwie mi było. Wprawdzie przyzwyczaiłam się jeździć z przedstawicielami płci brzydkiej, ale nie z taką ilością!
Krążyliśmy cały czas w okolicach Łysej, poznałam przy tym mnóstwo nowych tras, aczkolwiek mam duże wątpliwości czy potrafiłabym je dziś odnaleźć ;)
Zmęczona ale zadowolona... oby wreszcie poszło do przodu.
Przed pracą odwiozłam mój kochany amorek do Agaty, aby przekazała go w dobre ręce w celu małego serwisku. Mam nadzieję, że wróci do mnie zdrowszy :)
Po pracy mimo deszczu przedłużyłam powrót, jednak nie na tyle aby być z siebie zadowoloną. Niestety deszcz odmroził mi stópki i byłam zmuszona do szybkiego powrotu.
Kręcenie po Bystrej aby choć coś nóżkami ruszyć przed podróżą do Gdańska. Nikt nie chciał mi towarzyszyć, oprócz dzielnej Maliwnki, której i tak nie było dane jechać.
Spokojne i krótkie kręcenie w tlenówce, aczkolwiek nie zawsze było to łatwe ;) jak już wspominałam gdzie nie skręcę tam Góra (przez duże G).