Wpisy archiwalne w kategorii

Rower to jest świat

Dystans całkowity:6358.12 km (w terenie 1328.06 km; 20.89%)
Czas w ruchu:239:24
Średnia prędkość:19.07 km/h
Maksymalna prędkość:64.01 km/h
Maks. tętno maksymalne:190 (96 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:45817 kcal
Liczba aktywności:269
Średnio na aktywność:23.64 km i 1h 18m
Więcej statystyk

Przyrumieniło mnie

Niedziela, 17 lipca 2011 · Komentarze(0)
I taki też był cel, dlatego skoczyłam na szosę. Start Żabianki, Spacerowa, Chwaszczyno, Tuchomek, Żukowo, Bysewo, Doliną Radości, Oliwa, Gruwnaldzką powrót.

Próbowałam też jazdą zabić smutek z powodu mojej niebecnosci na zawodach w Człuchowie ale bez większych efektów.

Jak ja lubie TO

Sobota, 16 lipca 2011 · Komentarze(0)
Wsiąść na dwa kółka z muzyczką w uszach i pomknąć przed siebie.

Dziś Spacerową na Reja tam mniejszy podjazd i powrót lasem zaczynając od Borodzieja a kończąc na Tatrzańskiej. Grunwaldzką to home.

....

Środa, 6 lipca 2011 · Komentarze(0)
A miało być tak pięknie, miały być przygotowania do Człuchowa, miała byc ostra walka, wszystko miało być robione pod ich kątem, a wyszła dupa, nawet sie nie napracowałam.
Jak zwykle jestem chora i zaczynam już się tym poważ nie martwić, tym bardziej że ostatnio nie specjalnie jeździłam i grzeczna też byłam.
W środę nie wytrzymałam i ruszyłam na bike lightową trasą w T.

Dziś niedziela i jest jeszcze gorzej.
I jak tu się nie załamać?

90'T

Czwartek, 30 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Dzisiaj news od lekarza nie wesoły, a werdykt ostateczny tym bardziej dołujący.

W ramach łamania zakazu i poprawy humoru ruszyłam na rower - Spacerową, troszkę terenu w okolicach gwiazdy i borodzieja, zjazd koło pachołka i powrót Polanki.

PnR

Wtorek, 28 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Miało być w T, max w PowerT, ale oczywiście musiałam podjechać... trzy razy no bo nie jeden!

Wczoraj własnymi RĘCOMA zmieniłam łańcuch na ten drugi (bo mam jeden i drugi - ba!) i dzisiaj nawet działało :D

Do trzech razy sztuka

Piątek, 17 czerwca 2011 · Komentarze(0)
i w dupe!
Wpadłam dziś na świetny pomysł! Pojadę na klify, leciutko ścieżką i zjadę z jednego ulubionego zjazdu, gdzie swego czasu Faścik zawsze zaliczał gleby. Cel był jeden, bo - tak sobie myślałam, zjazd poprawi mi humor, aktualnie potargany chorobą.
Dojechałam w miarę spokojnie na miejsce, cyknęłam jeszcze ciemne fotki z klifu - zbyt ciemne - i postanowiłam zjechać owym zjazdem koło schodów. W połowie zjazdu zaliczyłam spektakularną glebę i zgubiłam zatyczkę od rogu.
Lekko podirytowana wlazłam jeszcze raz na górę i co? Kolejny raz zaliczyłam glebę - zbyt mocno przyhamowałam tyłem.
A co tam, do trzech razy sztuka!
i dalej w dupe. Nie zjechałam.
Faścik miałby ubaw, ale stwierdziłam, że i tak już się dobrze bawi w Wawie, wiec nie będę do niego dzwonić z tą informacją.

Ostatecznie wszystko zrzuciłam na winę osłabienia i złego samopoczucia.
W dupę!