I taki też był cel, dlatego skoczyłam na szosę. Start Żabianki, Spacerowa, Chwaszczyno, Tuchomek, Żukowo, Bysewo, Doliną Radości, Oliwa, Gruwnaldzką powrót.
Próbowałam też jazdą zabić smutek z powodu mojej niebecnosci na zawodach w Człuchowie ale bez większych efektów.
A miało być tak pięknie, miały być przygotowania do Człuchowa, miała byc ostra walka, wszystko miało być robione pod ich kątem, a wyszła dupa, nawet sie nie napracowałam. Jak zwykle jestem chora i zaczynam już się tym poważ nie martwić, tym bardziej że ostatnio nie specjalnie jeździłam i grzeczna też byłam. W środę nie wytrzymałam i ruszyłam na bike lightową trasą w T.
Dziś niedziela i jest jeszcze gorzej. I jak tu się nie załamać?
Dzisiaj news od lekarza nie wesoły, a werdykt ostateczny tym bardziej dołujący.
W ramach łamania zakazu i poprawy humoru ruszyłam na rower - Spacerową, troszkę terenu w okolicach gwiazdy i borodzieja, zjazd koło pachołka i powrót Polanki.
i w dupe! Wpadłam dziś na świetny pomysł! Pojadę na klify, leciutko ścieżką i zjadę z jednego ulubionego zjazdu, gdzie swego czasu Faścik zawsze zaliczał gleby. Cel był jeden, bo - tak sobie myślałam, zjazd poprawi mi humor, aktualnie potargany chorobą. Dojechałam w miarę spokojnie na miejsce, cyknęłam jeszcze ciemne fotki z klifu - zbyt ciemne - i postanowiłam zjechać owym zjazdem koło schodów. W połowie zjazdu zaliczyłam spektakularną glebę i zgubiłam zatyczkę od rogu. Lekko podirytowana wlazłam jeszcze raz na górę i co? Kolejny raz zaliczyłam glebę - zbyt mocno przyhamowałam tyłem. A co tam, do trzech razy sztuka! i dalej w dupe. Nie zjechałam. Faścik miałby ubaw, ale stwierdziłam, że i tak już się dobrze bawi w Wawie, wiec nie będę do niego dzwonić z tą informacją.
Ostatecznie wszystko zrzuciłam na winę osłabienia i złego samopoczucia. W dupę!