Wpisy archiwalne w kategorii

Rower to jest świat

Dystans całkowity:6358.12 km (w terenie 1328.06 km; 20.89%)
Czas w ruchu:239:24
Średnia prędkość:19.07 km/h
Maksymalna prędkość:64.01 km/h
Maks. tętno maksymalne:190 (96 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:45817 kcal
Liczba aktywności:269
Średnio na aktywność:23.64 km i 1h 18m
Więcej statystyk

Z Aśką co nie wierzy w siebie

Sobota, 6 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
i trzeba ją do wszystkiego zmuszać.
A: "nie podjadę tego!"
E: "Podjedziesz!"
A: "nieee, nie dam rady"
E: "zawracaj i tym razem spróbuj wjechać"
A: "chyba żartujesz"
E: "nie. zawracaj"
A: "haha. wariatka. no dobra."
... podjechała.

Przez Jaśkowy las do Matemblewa, Oliwa, tam ulubioną ścieżką Marcinową i wjazd na Pachołek. Powrót w okolicach Reja, po drodze duży szejk a później to już tylko kino.

Dane z licznika utracone.

Hasanie z Faścikiem

Sobota, 30 lipca 2011 · Komentarze(0)
Coś ta noga mi nie podaje ostatnio.
Biednego Faścika zwerbowałam na wycieczkę, a później nie dałam biedakowi wyhasać się do porzygu, ani do mdłości nawet!
Ja natomiast kilkakrotnie padałam z sił, aż w końcu ostatecznie zaprotestowałam i udałam się w stronę domu, namawiając na końcu Faścika do grzechu w postaci shejka, uwaga - c z e k o l a d o w e g o :P
Mniam!

Chyba kolega więcej ze mną nie ruszy :P

Trasa: w sumie nieznana, nowe zakątki, głównie gdyńskie.

Trening Aśki

Niedziela, 24 lipca 2011 · Komentarze(0)
Wpierw ruszyłam po Aśkę w okolice Bysewa, następnie ulubiona trasa od Matarni, udany Aśki zjazd (za moimi skromnymi radami), podjazd pod pachołek ,i tu też sukces, dziewczyna podjechała do połowy, jak nie więcej.
Zasłużona kawka ;) a jak!
Podjechałyśmy Doliną Radości do Matarnii, tam odziałam Aśkę w lampkę i każda udała się w swoją stronę.
Udana niedziela :)

Dwie blondynki

Czwartek, 21 lipca 2011 · Komentarze(0)
No i przyjechała Aśka z Gór, długo wyczekiwana i oczekiwana.
Musiałyśmy podczas jazdy troszkę pogadać, nagadać się i wygadać.
Gleba tez była, bo inaczej nie byłabym sobą.
Na szczęście odbyło się bez ofiar w ludziach, dętkach, oponach i sprzętu rowerowego.
A rower na to: n i e m o ż l i w e

Pech padł jedynie na ślimaki :(

Bysewo - Banino - Matarnia - ulubiona scieszka w lesie - znów nieudany podjazd - i powrót do Banina.

W poszukiwaniu grupy...

Wtorek, 19 lipca 2011 · Komentarze(0)
No i taki był ten dzień:

Mój UUUUkochany Ojciec złożył mi niespodziewaną wizytę, zapewne w nadziei, że mnie nie zastanie w domu. Ja z kolei wracałam do domku w nadziei, ze już go w domku nie będzie.
Niestety, i moja i jego nadzieja nas wydymała i to przez duże w - o takie jak to: W

Ostatecznie posiedziałam te 45 minut w domu i uderzyłam zdecydowanie za późno, na miejsce spotkania wtorkowej grupy treningowej.
Grzałam przez miasto jak dzika i szalona (a raczej jak dzika, a może jak szalona... a na pewno jak pierdolnięta) wymijając po drodze powolniaków, strasząc kierowców i babcie na ulicy. Ostatecznie nikogo już na Łysej nie zastałam :)
Za pomocą Faścika (dzięki Faścik) znałam mniej więcej miejsce docelowe Grupy wtorkowej więc znów grzałam jak dzika i szalona...

Ostatecznie ekipę spotkałam pod jednym z moich uuuuulubionych podjazdów (na serio ulubionych). Notabene jeszcze nigdy nie udało mi się go podjechać, a ostatecznie okazało się, że dzisiaj TEŻ nie jest TEN dzień.

Jak na mnie stuknęło sporo kilometrów, więc zmęczona i utyrana padłam w domu na cycki...