I początek miesiąca dobrze rozpoczęty. Wspólnie z Michałem wyruszyliśmy w stronę Wejherowa, wycieczka skończyła się na końcu obwodnicy... z mojej winy - osłabłam. Wróciliśmy miastem do domku.
McDrive + Michała gleba na zjedzie z klifów = dzień udany :)
Po drodze do sklepu Michała zahaczyłam o Wysepkę w celu nabycia klocków hamulcowych na przód, naszczęście z dobrym rezultatem. Dobry kolega założył klocuszki i pojechaliśmy do Sopoćkowa,a tam odwiedziłam Basienkę. Po 1,5h wróciłam Grunwaldzką do domciu.
Nóżka wyjątkowo dobrze się kręciła, to pewnie kwestia wypoczęcia no i wspaniałych kół :D
Szybka jazda, wpierw Wita Stwosza, Spacerową, gdzie pełno aut dosłownie stało i wjazd na Reja, zjazd łagodniejszym i po Baskę na Żabiankę. Tempo dość szybkie.
Tylko 6 km, niby nic, ale w perspektywie 8 godzin spędzonych w biurze i takiej brzydkiej pogody to nawet 6 km jest wybawieniem. Z Wrzeszcza na Żabiankę.
Jak dojechaliśmy Igor z ekipą już jeździł. Brak licznika. Wpierw rozgrzewka. Później Adaś z Iwą trzy kółeczka, następnie ja z Dodą, później z Iwką i Krakersem po dwa kółeczka. Pogoda odpowiednia.
Nowe koła... Fulcrum'y Red Metal jedyneczki... Jupi!!!!! Opony: nobby nic
Umówieni z Faścikiem bez butów spd oraz Igorem i jego ekipą ruszyliśmy od Pachołka w stronę Klifów. Po drodze zgubiliśmy się dwa razy aby ostatecznie przy rzeczce znaleźć się z powrotem.
Klify zrobiliśmy w trójkę, na spokojnie. A deptak przy plaży to już totalny lans, 16km/h ;)