No i jest Złotko! 16-17 kwietnia 2011, Pruszcz Gdański – Faktoria
Okres przygotowań nie wyglądał dla nas za ciekawie, częste przeziębienia uniemożliwiały dobre przeprowadzenie treningów. Iwa, tym samym, też miała mniej ruchu. Mimo to wystartowałyśmy w zawodach. Znamy już temat, wyścig prawie koło domu, a Amberdog zawsze dopina wszystko na ostatni guzik. Tak było i tym razem. Pogoda dość upalna przez co organizatorzy zmniejszyli trasę z 5000 metrów na 2900. Szybka, kręta trasa, z jednym stromym podjazdem, który należało dwukrotnie pokonać okazała się wprost idealna dla mnie i Iwy. Jednak zeszły sezon oraz to co udało nam się wypracować do tej pory, nie poszło na marne.
Pierwszy dzień dał mi i Iwie sporo nadziei i wiary w siebie. Po długiej rozgrzewce dałyśmy czadu i ostatecznie wylądowałyśmy na drugiej pozycji z 8 sekundową stratą do Agnieszki i zarazem 11 sekundową przewagą nad Agatą. Czas jaki uzyskałyśmy to 05:33:91, czyli pokonałyśmy trasę ze średnią prędkością 31,27 km/h.
A ta niedziela była dla nas. Spokojnie ponad godzinę przed startem rozpoczęłam rozgrzewkę - w końcu jazda na maksa przez pięć minut wymaga odpowiedniego rozgrzania mięśni. Tym bardziej w moim przypadku. Adaś dzielnie mi pomagał, przygotowując Iwkę oraz doprowadzając ją na start. Minutę po Agnieszcze wystartowałyśmy, od razu ostro, aczkolwiek bez błędów się nie obyło. Już na początku miałam za duże obciążenie przez co chwilkę zamuliłam. Ale dalej poszło już dużo lepiej. Wjeżdżając na drugie kółko Adam wyliczył 30 sekundową przewagę nad Agnieszką, niestety zaraz po tym złamał jej się pałąk, a Fiodor poleciał za innym kolarzem. Agnieszka więc nie ukończyła zawodów i nie było możliwości sprawdzenia międzyczasów. Nasz wynik to 05:28:71, średnia prędkość 31,76, czyli nie dużo lepiej od soboty.
Mimo to przewagę nad Agatą i Barbie powiększyłyśmy do 18 sekund co dało nam pierwsze miejsce, złoto i nagrodę pieniężną! Dumne, szczęśliwe i zajarane!
Opony: Geax Mezcal 26x2,1 Tubless Relacja plus fotki: [url]http://blog.biketires.pl/2011/04/pruszcz-gdanski-zote-dziewczyny.html[/url]
Kurcze, fajną miejscówkę mam koło domu. Zupełnie o niej zapomniałam. Wprawdzie maleństwo straszne i aby się zmęczyć należałoby kilka kółek zrobić, ale hardcore jest :)
Dziś miało być spokojnie, ale jak to w ostatnich dniach i tym razem nie wyszło. Ja swoje a puls swoje...
Plan był taki: 1. 20'Tcad.80-90 2. 5x3'PowerTcad.100-110 br. 5'Tcad.90-100 (troszkę na stojąco podczas T). 3. 20'A/Tcad.80-90
Zajebiście jest w lesie i na moich kołach ;) No ale niestety znów miałam problemy z pulsem, cały czas oscylowało w okolicach 150-160, a na rozjazdach jadąc na stojąco nie było mowy aby zejść poniżej 150.
Licznika nie miałam, na oko 25 km. Samopoczucie dobre, tym bardziej, że już dawno w lesie nie byłam
acha, no i niestety nie była to super płaska trasa Może ciężko w to uwierzyć ale nie łatwo u nas znaleźć płaską i krętą trasę w lesie – jak boni dydy
A tak dobrze szło, zadowolona po niedzielnym treningu, i co? Oczywiście zachorowałam i to tak na ostro. Ostetcznie dopiero w środę udało mi się w miarę pozbierać.
W weekend zawody więc to już ostatni dzwonek aby wejść na rower i choć troszkę Krossik u SUPERSPECA Faścika, na wymianie amorka, więc wsiadłam na Adama treningówkę i ruszyłam na szosę. Mimo kataru, który owładnął moje górne drogi oddechowe, przeżyłam i czułam się całkiem spoko. Ale efekt choroby widoczny, szczególnie gdy nie mogłam utrzymać się w zamierzonej strefie pulsu.
Pobudka o 7 rano, rowerkiem delikatnie 6 km do Adama. Od niego już wspólnie na bieganie po płaskim w okolicach plaży 40'T avs 132 max 142
Następnie zmiana bucików i na rower, no i zajebistego treningu ciąg dalszy: Szosa do ronda w Chwaszczynie i powrót 25'T cad wysoka 35'PowerT cad 70-80 30' A/T puls avs 142 max 166