We czwartek miał być trening, ale dotarły oponki tubless UST - Geax Barro Mountain i Race. Nakładanie to nie lada gratka (Twój wybór to nakładka ;) ) Ostatecznie o 23 w nocy dymaliśmy autem (podwójnie) na stację aby je napompować już z kompresora. Adam swoją potraktował ludwikiem, a ja swoje koło tylko wodą. Podziałało w obydwu przypadkach. Rower na moje oko przytył, ale w piatek miałam okazję rozruszać sie przedstartowo w lasku przy plaży. Opony ładnie podawały :)
Oczywiście kolejna nauczka: po pracy nie mam zasiadać w ciepłym domku i obżerać się obiadkiem tylko WPIERW jechać na trening. Bo im później tym mniej widzę i tym mniej robię. Strach ma wielkie oczy.
Dzisiaj Spacerową na Reja i do domku Rzeczpospolitą: 25'PowerT (na światłach tętno oczywiście spadało) 10'T 7x30''max - miało być 10 powtórzeń, ale po szóstym spotkałam gościa z bronią, na dodatek na liczniku i pulsometrze nic nie widziałam wiec zrobiłam siódme powtórzenie i spieprzyłam. Wracając spotkałam Faścika, który jak gdyby nigdy nic pojechał sobie dalej... ;)
Tak to jest jak się człowiek rano nie zbierze... ale wyspać się też kiedyś musi.
Po 17 z psami na trening na Tatrzańskiej: 4,2 km z Iwcią - brak danych.
Później ze sobą, a że ciemno się robi szybko to musiałam go ostro skrócić i tak wyszło: 1. 20'T 2. 4x20'' max br.2'T 3. 5'T 4. 2x30'' max br.2'T 5. 10'PowerT 6. 15'T
Wpierw mała rundka w lesie z Iwą, mała bo złapałyśmy gumę... trzeba się przesiąść na UST...
Później zmienianie oponek na: Kenda Kwick Roller, na szoskę. I tak: Spacerową na Chwaszczyno, tam na rondzie w stronę Kościerzyny, 30 km przed Kościerzyną zwrot i na Żukowo i Gdańsk. I lans przy plaży. W sumie pulsu pokazało na 3 godziny, ale jazdy na troszkę mniej.