Szymbark, Wieżyca. Duszno i parno okropnie, ledwo pedałowaliśmy. Ostatni dzień treningów u Igora i pierwsza gleba. Cholera, a taki fajny zjazd był,ale za drugim razem spieprzyłam i na główkę oraz klatkę to przyjęłam. Boli.
Oczywiście licznik znów nawalił :( Wyścig na jakiejś wsi, nie znam nawet nazwy. W mojej klasie rywalką była jedynie Agnieszka, pięć okrążeń jechałyśmy cały czas wspólnie, aż przy samym finiszu na kamykach poszła mi dętka...pech.
Dzisiaj już z ekipą Igora, lasy oliwskie, przy czym m.in. początek trasy Scandii i jedna rundka BikeTour od Abrahama. Licznik troszkę nawalał, więc ok 65 km.
Trzeci dzień obozu. Start od Pachołka i lasem do Gdyni. Tam szybciutko na Klify, których jak się okazało nie znałam do końca. Świetna sprawa aczkolwiek męcząca wyprawa, powrót ulicą. Licznik jeszcze nie do końca żywy więc na oko 50 km.