Plan był dosyć prosty, czyli pojechać z Adamem po Faścika i wrócić z nim do domku, ewentualnie jeszcze troszkę pokręcić. Tymczasem już na samym początku okazało się że mam dziurę i to w moich kochanych Fredach - z tyłu. Tak to jest jak się nie zmienia opon po wyścigu :/ Oczywiście pompkę, jak to zwykle bywa, tuż przed startem zostawiłam w domu bo taśma ją słabo trzymała. Dętka zapasowa była, więc czekaliśmy na ratunek Michała. Dotarł, ale ratunek okazał się nieskuteczny, gdyż dętka zapasowa... miała już dziurę :D Żeby było jeszcze zabawniej po drodze do pracy Michał zgubił swoją zapasową dętkę...
Wrażenia: Są plusy i minusy, jak wszędzie. Początkowo grubo zastanawiałam się czy wystartować na mini czy w elicie. Perspektywa kręcenia 30 km na trasie XC troszke mnie przerażała. Okazało się jednak, że trasa nie jest typowym XC więc zgłosiłam się do Elity. Wraz ze mną w tej klasie wystartowały cztery kobitki. Na pierwszym okrążeniu wszystkie trzymałyśmy się kół. Dwa kolejne okrążenia starałam się nie zgubić Agnieszki i jej koleżanki. Na kolejnym kółku (już nie kojarzę czy trzecim czy czwartym) poczułam moc i wyprzedziłam dziewczyny. Szczęśliwie swoją przewagę z każdym kółkiem powiększałam, kończąc zawody na pierwszym miejscu. Zadowolona z siebie na maksa :) Trasa jak dla mnie idealna, trzy ostre podjazdy z czego jeden, póki co, nie do podjechania. Organizacja - to pierwsze zawody w Człuchowie więc wiele można wybaczyć. Jednak brak pewności co do wyników, a wręcz pomyłki, są dużym minusem. Mam nadzieję, że organizatorzy wyniosą odpowiednie wnioski i poprawią się w następnym roku.
Adaś i Mama Michała kibicowali doskonale. Faścik vel Ufo walczył dzielnie, tak dzielnie, że nie udało mi się go dogonić ;)
Dane: dupa, dupa, dupa ze mnie, niby wyzerowałam licnzik przed startem ale nie dość, że zapomniałam go zdjąć po starcie to jeszcze rano nie spisałam wyników. Tak więc te 40 km to na oko, czyli objazd trasy, rozgrzewka przed i mniej więcej 24 km samego wyścigu.
Okolice Abrahama, do lasu, po lesie interwały 5 powtórzeń: 1 min tętno do 174 2 min 117-136 oczywiście zazwyczaj było większe. Specjalnie nie wchodziłam w za wysokie bo nie miałam zamiaru zmęczyć się ;) Później spokojne, bardzo spokojne kręcenie po pięknej Oliwie i obserwowanie domków :)
Trasa Brzeźno, Nowy Port i krążenie po płaskim. Trening: 10 minut rozgrzewka w tętnie 97-117 2,5 min 154-176/ 6,5 min 117-136 x5 powtórzeń 10 minut rozjazdu w tętnie 97-130
Opony:Dancingi bo mazcal nie chce wejść na Fulcrumy :/
Kaseta z tyłu lata... cholera akurat teraz :/
Samopoczucie - ok Pogoda - parno, dobrze że wieczorową porą
Już dawno się tak nie zmachałam. Wpierw po Michała, mała rozgrzewka i w las... Oliwą, Osowa, Owczarnia i w znajome tereny zaprzęgowe, czyli Banino. Goniłam za Michałem jak mogłam. Oprócz problemów z wytrzymałością pojawił się też problem zajebiście bolących pleców... chyba zbytnio się spięłam ;) Rozpiska: - 15min. tętno 97-117; 4 powtórzenia: - 15min. tętno 155-174; - 5min. tętno 117-136; i na koniec: 30 minut 97-117
Opony: Dancing Ralph
Uwaga: omijać ciężkie treningi o tej porze, nie wiedzieć czemu umierałam po nim...